bioCNG | O gospodarce odpadami i perspektywie wdrożenia biometanu do zasilania pojazdów

MAN EcoBus CNG - gazowa propozycja dla Wysp Brytyjskich
Fot. MAN EcoBus CNG – autobus na biometan dla wysp brytyjskich Źródło: MAN

Nowa ustawa odpadowa jest o niebo lepsza od starej, choć też nie jest wolna od skaz – mówi Józef Nesterowicz, członek Rady Konsultacyjnej ds. Energii w Sejmie RP

Artur Włodarski: Działa pan w Polsce, ale mieszka w Szwecji. Jak pan ocenia to, co niebawem się stanie z naszymi odpadami?

Józef Neterowicz: Ustawa, którą prof. Andrzej Kraszewski [minister środowiska w latach 2010-11 ] z takim trudem forsował, jest super. Ma jednak wiele praktycznych błędów zrodzonych głównie z ogromnego pośpiechu, w jakim ją finalizowano.

Zanim o polskich błędach – pomówmy o szwedzkiej codzienności. Co pan robi ze śmieciami?

– W Szwecji trzeba je dzielić na dwie frakcje – wilgotną, czyli biodegradowalną, i suchą. Wilgotną umieszczam w papierowych torebkach o pojemności półtora litra. Raz na miesiąc zgrzewkę z tymi torebkami zostawia mi firma odbierająca odpady. Są wliczone w cenę usługi. Co do nich wrzucam? Np. fusy z kawy, torebki po herbacie, ości, obierki, skórki z pomarańczy itp. Z tego wszystkiego powstaje biometan – odpowiednik gazu ziemnego. W Niemczech taki gaz importuje się z Rosji, w Szwecji powstaje z biodegradowalnej frakcji odpadów komunalnych. Tu, gdzie mieszkam, produkuje się go prawie 3 mln metrów sześciennych rocznie. Samochód, z którego właśnie dzwonię, jeździ na biometan-CNG. To dwupaliwowy Volkswagen Passat 2.0 FSI z silnikiem polskiej produkcji. O, a teraz mija mnie autobus napędzany biogazem – Solaris, też z Polski. Na biometanie jeżdżą tu autobusy, taksówki i wiele prywatnych aut. Jest o 20 proc. tańszy od ON i benzyny, bo nieobciążony akcyzą. Taka torba papierowa z zawartością wystarczy na 3 km jazdy autobusu.

A frakcja sucha?

– To cała reszta – makulatura, butelki, puszki itd. Szwedzi nie muszą ich sortować, ale to robią, bo tak nakazuje im sumienie i pragmatyzm. A więc makulaturę wrzucają do pojemnika koło sklepu. A w sklepie oddają puszki aluminiowe, butelki PET i niektóre butelki szklane, np. po piwie. Za każdą dostają równowartość złotówki. Na tym polega system kaucyjny. Nieobjęte nim butelki Szwedzi wrzucają do pojemników typu „dzwon” – osobno kolorowe, osobno bezbarwne. Działa to rewelacyjnie. Np. odzysk puszek aluminiowych sięga 98 proc.

Ile ma pan pojemników pod zlewem?

– Cztery: na frakcję wilgotną, na szkło, na plastik i aluminium oraz ostatni – na pozostałe odpady. Taki zestaw pojemników kupuje się w Ikei.

Jak dużo płaci pan za odbiór odpadów?

– W przeliczeniu wychodzi 15 zł miesięcznie na osobę. W Szwecji płaci się nie od liczby osób, ale od gospodarstwa i od kubła, czyli pojemnika na odpady – im obszerniejszy, tym więcej. A wielkość pojemnika pośrednio zależy od liczby mieszkańców. I np. jeśli urodzi mi się kolejne dziecko, a dotychczasowy pojemnik mi wystarczy – płacę wciąż tyle samo. Ale jeśli odpady przestają się mieścić, muszę zamówić większy pojemnik i odtąd gmina nalicza mi wyższą opłatę. Nawet wtedy, gdy dzieci podrosną i wyjadą na całe wakacje.

U nas ustawodawca nie rozróżnia dorosłych i dzieci – stawki są takie same.

– To akurat rozumiem. W Szwecji gmina wręcz nalega, by rodzina, która się powiększyła, przeszła na większy kubeł. A tych są trzy rodzaje: 260, 200 albo 160 litrów – to najniższa dopuszczalna pojemność. By przejść z większego na mniejszy, trzeba mieć zgodę gminy. Kubeł zapewnia firma odbierająca odpady – jego koszt jest wliczony w cenę usługi.

U nas trzeba go będzie kupić samemu.

– To paranoja. OK, kupi pan go sobie w supermarkecie czy internecie. Ale jaką będzie miał pewność, że taki pojemnik nada się do śmieciarki, która do pana przyjedzie? A jak będzie miał inne zaczepy? Albo pęknie przy podnoszeniu, to co – kupi pan nowy? Ludzie nie powinni sobie zaprzątać tym głowy.

Czym jeszcze różnią się oba systemy – obecny szwedzki i przyszły polski?

– Polska dopuszcza większą dowolność w naliczaniu opłat, tzn. że liczba uiszczających je osób może być mniejsza od liczby osób zameldowanych, skoro podstawą będzie cyferka z deklaracji. Nie sądzę, by się dało tego upilnować. Zwłaszcza że mówi się o zniesieniu obowiązku meldunkowego. W Szwecji nie ma zmiłuj. Można stale przebywać za granicą, a opłaty zawsze przyjdą tam, gdzie składamy zeznanie podatkowe.

Dużo kontrowersji budzą u nas przetargi. Są obowiązkowe. Także dla firm komunalnych.

– A w Szwecji nie. Ustawodawca uwzględnił fakt, że skoro gminne spółki działają non profit, to mogą najtaniej odbierać odpady. Dlatego część usług zleca się im a priori, bez przetargu. Nie muszą więc rywalizować z innymi firmami na równych prawach i z niewiadomym skutkiem. Dopiero na resztę usług rozpisuje się przetarg.

Co się stanie po zmianie systemu?

– Najpierw będzie chaos, potem – mam nadzieję – będzie czyściej. Nowy system musi się dotrzeć. Wiele rzeczy musi się zmienić. Zmiana opłat nie wszystkich ucieszy. Wciąż będzie dużo grup interesów i wciąż nie będzie odpowiedniej infrastruktury. Wyjdą prawne i logistyczne niedociągnięcia. Pierwszy rok funkcjonowania systemu pokaże, ile naprawdę jest odpadów i jakie są faktyczne koszty ich transportu, odzyskiwania i unieszkodliwiania. I na tej podstawie będą wyliczane przyszłe stawki. Jeśli ma być lepiej niż dotąd, to raczej nie będzie taniej. Oby tylko nie było za drogo.